Nie było tak bym
chciała pamiętać .Wyszłam z swojego by pójść gdzie indziej. Posiadacz odwrócony
plecami do wielkiej kuchni po której krzątała się gosposia z kąta z kąt
przeganiając, długim fartuchem, buszujące wszędzie kolorowe zapachy posiłków.
Usiadłam na podłodze niedaleko piekarnika. Dość blisko by mieć nadzieję, że coś
mi skapnie i dość daleko by mieć pewność ,że nie dosięgnie mnie miecz kuchennej
sprawiedliwości.- a ja jestem coś warta ? zapytałam znienacka , bez żadnego
najmniejszego ostrzeżenia
-aaaaa, jęknęli zgodnie oboje , Natalia ,
kobieto , jest siódma rano . Czy jest jakiś czas w którym umiesz nie zadawać
tych swoich pytań….
No fakt czas może nienajlepszy na zadawanie
pytań . więc siedziałam spokojnie i opłaciło mi się bo dostałam wielka szklaną
miskę z resztkami czekoladowej masy na ściankach, drewniana łyżkę i … pani
dzisiaj niepotrzebnie jest smutna, pani chyba nie wyglądała za okno a tam nic się
nie zmieniło na lepsze, na gorsze, na inne. Spojrzałam a tam jakieś stowarzyszenie kabaretowe go
małe ptaszki siedziały chyba na parapecie ale raz po raz któryś zaglądał do
środka a wyglądało to jak przezabawna gra na akordeonie. Jeden naciskał tu obok
drugi dalej inny… roześmiałam się . – Dlaczego w tym akordeonie są tylko białe
klawisze okiennej ramy… tak mi przebiegło przez głowę ale nie zostało bo
miejsce było potrzebne na zachwyt pyszna czekoladową masą jaką podałam sobie do
ust a wtedy dostrzegłam ,że mam tylko gustowne, ależ oczywiście, spodenki pidżamo
podobne przed kolanko odcięte i więcej nic. Pewnie bym tego nie dostrzegła
gdyby nie kropla czekolady , która spadła opodal , równie smacznej koleżanki
ale już mojej osobistej…. może nie tak bogatej w kakao ale jednak… -Natalia,
jęknął Posiadacz nie odwracając się nawet odrobinę- Natalia. Skończył myśl.