Nic z czego korzystam,
nie jest z pracy moich rąk. Wszystko zostało mi dane. Ofiarowane. Dom. Pokoje.
Łazienka. Kuchnia. Ogród. Las. Psy. Moje nie są nawet myszy w akwarium.
Odwiedzają mnie ale nie należą do mnie.
Jem bułkę z masłem, której nie upiekłam. Masła nie pomagałam zrobić. Nie czuje się pasożytem
bo Kloszard umiał mi to dać. Wielka jest sztuką a może nawet jest to
ponadczłowiecza umiejętność by dać i nie dołączyć poczucia winy, poczucia
wstydu, że się nie budowało i całego mnóstwa nienazwanych uczuć, które
zabierają spokój. Spokój odbierają. Jeszcze chwilę będę lilia która świat czyni
piękniejszym ale za chwilę za te kilka lat gdy przekroczę lat czterdzieści,
potem kolejne, już nie będę tak doskonałą, tak idealną by to wystarczyło za
zapłatę za życie. Czymś będę musiała zacząć płacić za każdą kolejna sekundę
mojego życia a może uda mi się przeciągać życie na kredyt w nieskończoność ?.
Wczoraj. Pamiętam ten dzień wczorajszy od początku do końca gdy to poszłam spać i
zasnęłam. Co z tego dnia było zapłatą za życie…tylko , tylko ta chwila gdy pomyślałam
o kimś kto mnie nie zna, nie wiem że jestem , nie wie że istnieję a pomyślałam
,że chcę by działo mu się dobrze tego dnia i każdego następnego. Nie mam
najmniejszej wątpliwości ,że tylko ta chwila, te kilka sekund, jest
wyznacznikiem wartości mojego istnienia. Nic więcej . Skąd u mnie ta pewność.
Skąd ta niezachwiana pewność. Pewność jest z poczucia obowiązku bo czuję ale z
przyjemnością pamiętam i wysyłam kogoś w kolejny jego dzień z moją dobrą myślą.
Inaczej mu się żyje, gdy ja o nim pamiętam. Dzień w dzień, dzień w dzień… tak
jak o mnie ktoś pamiętał i dzięki temu jeszcze tu jestem. Wartość całego dnia… kilka
sekund w których komuś podaję rękę. Wartość całego życia. Kilka razy zdarzyło mi się słyszeć, że umarł
zły człowiek ale przed śmiercią spłacił dług a ta spłata to krótkie :”przepraszam”.
Jak to tak ?... jedni ludziom łatwiej inni całego życia potrzebują by
powiedzieć to krótkie :”przepraszam”.
...pierwszy raz, tego roku, wypiłam kawę na tarasie. Moim tarasie. Odwiedził mnie , znajomy, tak myślę, sokół. Przywitał się. Wszystkie stworzenia się sobie kłaniały i ja również. Słońce ogrzewało gołe stopy . Nie było śniegu. Nie było zimnych , bolesnych wiadomości ze świata. Wolność. Wygrzewanie się na słońcu , kojarzę z wolnością. Wolność to bycie bliżej świata. Jeszcze świata, stworzonego dla mnie przez Boga a którego nie zniszczyłam zostając na betonowej polanie , dla "wygody". Da się, można , z wysokościowca polecieć w dal, na kolejny wysokościowiec, ale o ile piękniej jest polecieć z jednego ogromnego drzewa na kolejne ogromne drzewo. Lot nawet z niewysokiego derenia rosnącego pod płotem , piękniejszy się wydaje być od lotu z jednego słupa ogrodzeniowego na kolejny. Delektuje się bo posiadam a gdybym nie posiadała ? Tarasu na którym mogę pic kawę z gołymi nogami ogrzewanymi słońcem ? Posiadanie nie czyni wolnym a czyni leniwą,rozkapryszoną. Ogrodnik posadził kwiaty. ...