Dziś nie chciało mi się
żyć . Życie nie zawierało niczego widzialnego co bym dostrzegała a
zapraszającego mnie do odegrania kolejnego dnia. Zabić się w towarzystwie psów.
Powoli, bez pośpiechu odebrać sobie benzynę by silnik mógł działać. Usiąść.
Może do któregoś przytulic głowę. Popatrzeć na drzewa, krzewy chwasty i wciąż
łobuzujące wróble. Nie czuję się zobowiązana do życia bo z jakiegoś powodu
wierzę i jestem tego pewna że zrobiłam już wszystko co miałam do zrobienia a
teraz, teraz robię jakieś nadgodziny z własnej ale jednak dziwnie przymuszonej
woli. Umrzeć i zmienić postrzeganie, wiedzę, wiarę. Kolory zamienić w zapach ,
zapach w przestrzeń, kształt zamienić w zmysłowe odczucia dotykaniem
powodowane. Nie ciekawi mnie jak będzie bo w zupełności wystarczy mi ,że
będzie. Rozbawiają mnie wspomnienia wymagań jakimi okładano mnie i innych i
wielu a ja nie poczuwam się do bycia według.
Jestem przemądrzała ?, zarozumiała i takie tam ?. Ja ,gdybym miała
córkę, najgorsza jaką tylko by świat nosił i najpodlejszą jaką by ziemia
widziała, wszak zmarłe ciało na ręce bym wzięła i oddech swój oddała i swoje
życie za jeden jeszcze oddech, uśmiech. Tak samo przecież z Tatą i co do tego
nie mam najmniejszej możliwości ale jest coś istotnego, przez szacunek, nie sprawdzam.
Przez wiarę, nie sprawdzam. Przez miłość
nie sprawdzam.
Ciekawa jestem , jak długo psy by wyły i czy
na chwile przestały by tłuc wszystko co żywe a co też może by chciało zawyć na
moment chociaż a może nic, kompletnie ni by nie uległo zmianie nawet na moment.