Szedłem.
Szedłem czas jakiś i autem , mi nie znanym i z kierowcą mnie nie rozumiejącym i
z innym z wielkim sygnetem i innym jeszcze z wlewającym się za kierownicę
wielkiego auta. Kobieta mnie zabrała jadąc autem w którym opłacony człowiek ją
wiózł i ją pamiętam bo pachniała pięknym zapachem pomieszanym z łzami i dodatkiem
niepewności. Poprosiła kierowcę a on posłuchał, by mnie podwieźć dalej niźli
sami jechali ale przecież nie by mi zrobić grzeczność a sobie przecież bo jak
sama powiedziała, :”kto pojmie kloszarda jak nie inny kloszard”. Czy ja pojąłem
?.To bez najmniejszego znaczenia bo chodziło tylko o chwilę wytchnienia, chwile
odpoczynku bez sceny na której sama się zdecydowała być, zysk z niej
czerpać i póki sił nie schodzić. To
dobrze ,że gdy wchodzi na scenę przenosi tych wszystkich przed nią stojących w
inny, całkiem inny świat ale jak prawdę powiedziała, kto pojmie drugiego
kloszarda… Czas jakiś pamiętałem o spotkaniu gdy z radia , kolejnego mojego
transportu , dobiegał jej głos, wyjątkowy, bardzo wyjątkowy i w niesamowity
sposób wykorzystywany i z tak ogromnym wysiłkiem, którego ani na scenie ani w
radio ani telewizja już nie jest w stanie pokazać. Z czasem musiałem kolejne
ubrania zrzucać i wkładać do worka z którym na plecach , szedłem, jechałem.
Dojechałem do kresu a kresem była woda i wody już nie chciałem przekraczać bo
jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do przekraczania wielkiej wody wpław, czy
statkiem jakimś morskim. Kupiłem winogron, brzoskwiń u kobiety ze stragany
niedaleko wielkiej wody. Poszedłem z tym wszystkim na plażę i jadłem patrząc i
oddychając chłodną bryzą i grzejąc plecy gorącym słońcem. Dobrze ,że miałem
czapkę nawet nie wiem dlaczego dobrze
ale tak wtedy pomyślałem, że dobrze mieć czapkę przed… wyciągnąłem kajet, pióro, coś napisałem co
przyszło mi do głowy. Naszkicowałem jakiś kształt, obraz jakiś, nastrój,
majaczenie opowiadania jakie czas mi opowiadał i wypadało zebrać się z
powrotem, przed nocą najlepiej ale zostałem jeszcze noc jedną i kilka kolejnych, póki brzoskwinie soczyste
i winogron wyjątkowo słodki i pewna syrena przychodziła kąpać się późnym
wieczorem. Gdy kolejnego wieczoru nie przyszła i ja odszedłem.
...pierwszy raz, tego roku, wypiłam kawę na tarasie. Moim tarasie. Odwiedził mnie , znajomy, tak myślę, sokół. Przywitał się. Wszystkie stworzenia się sobie kłaniały i ja również. Słońce ogrzewało gołe stopy . Nie było śniegu. Nie było zimnych , bolesnych wiadomości ze świata. Wolność. Wygrzewanie się na słońcu , kojarzę z wolnością. Wolność to bycie bliżej świata. Jeszcze świata, stworzonego dla mnie przez Boga a którego nie zniszczyłam zostając na betonowej polanie , dla "wygody". Da się, można , z wysokościowca polecieć w dal, na kolejny wysokościowiec, ale o ile piękniej jest polecieć z jednego ogromnego drzewa na kolejne ogromne drzewo. Lot nawet z niewysokiego derenia rosnącego pod płotem , piękniejszy się wydaje być od lotu z jednego słupa ogrodzeniowego na kolejny. Delektuje się bo posiadam a gdybym nie posiadała ? Tarasu na którym mogę pic kawę z gołymi nogami ogrzewanymi słońcem ? Posiadanie nie czyni wolnym a czyni leniwą,rozkapryszoną. Ogrodnik posadził kwiaty. ...