Bez końca, człowiek
jakiś , o dziwnym zwyczaju, przysyłał mi zaproszenia do chlewni. Był tak uparty
,że dopiął swego i poszłam w odwiedziny. Stanęłam na rampie pod którą podjeżdżają
samochody zabierające świnie na rzeź. Patrzyłam na ogromne stado świń , które
dziś, jutro , po jutrze, na rzeź. Wszystkie jednakie, wszystkie dla siebie na
ty . –jakie to piękne, śpiewał chór, nawet ładnie , nie powiem ale nie chcę śpiewać
jak i one . Może złudną mam nadzieję ale wierzę ,że nie zabiorą mnie razem z
nimi na rzeź. Nie wtłoczą bym nie odróżniała się niczym. Póki mogę, wsiądę razem
z kierowcą i póki sił, chociaż małą wstążeczką ale chcę być inna bo jestem
inna.
...pierwszy raz, tego roku, wypiłam kawę na tarasie. Moim tarasie. Odwiedził mnie , znajomy, tak myślę, sokół. Przywitał się. Wszystkie stworzenia się sobie kłaniały i ja również. Słońce ogrzewało gołe stopy . Nie było śniegu. Nie było zimnych , bolesnych wiadomości ze świata. Wolność. Wygrzewanie się na słońcu , kojarzę z wolnością. Wolność to bycie bliżej świata. Jeszcze świata, stworzonego dla mnie przez Boga a którego nie zniszczyłam zostając na betonowej polanie , dla "wygody". Da się, można , z wysokościowca polecieć w dal, na kolejny wysokościowiec, ale o ile piękniej jest polecieć z jednego ogromnego drzewa na kolejne ogromne drzewo. Lot nawet z niewysokiego derenia rosnącego pod płotem , piękniejszy się wydaje być od lotu z jednego słupa ogrodzeniowego na kolejny. Delektuje się bo posiadam a gdybym nie posiadała ? Tarasu na którym mogę pic kawę z gołymi nogami ogrzewanymi słońcem ? Posiadanie nie czyni wolnym a czyni leniwą,rozkapryszoną. Ogrodnik posadził kwiaty. ...