….wjechałam na jakąś
dróżkę, pomyliwszy ją z tą właściwą ale ,że było ciekawie, jechałam dalej.
Piękne młode drzewka z prawej. Stare, solidnie wysmagane przez czas z lewej… w
aucie ciepło i wrona krzywiąca się z zimna, nie była dostatecznym autorytetem.
Za lasem dym. Dym z ogniska. Ognisko nie za welkie. Człowiek przy ognisku w
pozie , która zatrzymała mi auto. Podeszłam –Wszystko ok.?- Pozycja człowieka
zmieniała się, pokazał twarz, zaskoczenie wyraźne- A paniusia to chce się
ogrzać czy może napić ze mną o ile jeszcze coś w buteleczce zostało.- A
paniusia się zaniepokoiła ,że może panu potrzebna ale cieszy się ,że
niepotrzebna i świetnie sobie pan radzi. Pójdę już . – Poczekaj,
paniusiu..skoro już jesteś i ładnie pachniesz, może posiedzisz ze mną trochę.
Usiądź na gałęzi…będzie jej miło się przydać. Posiedziałam obok pana. Później
razem już siedzieliśmy i bez sklejania toczyliśmy rozmowę. Trochę ja do ognia
podrzuciłam, trochę on. Bardzo długo już czasu nie sprawił mi mężczyzna przyjemności
, mówiąc ,komplement a że ładnie pachnę
było rozbawieniem bo ilu to potrafi. Mężczyzna, który radził sobie, sam, ze
światem.
Lekarza, który widząc oczywiste objawy wymagąjące natychmiastowej pomocy, żąda wykonana testu covidowgo i przy gorącej kawie czeka na jego wynik , powinno się w trybie natychmiastowym pozbawić prawa wykonywania zawodu, praw obywatelskich . Powinno się rozstrzelać ale ktoś powinien sprzątać ulice. PS Człowiek z potężna raną ręki zjawia się na SORze . Robią mu konieczny test na covid. Umiera nim doczekał na wynik. Zmarł na covid i choroby współistniejące. Rodzina przysłała kwiaty , wdzięcznaz pomoc w ostatnich chwilach, lekarzowi.