Posiadacz miał urodziny i pierwszy raz odkąd mam okazję być niedaleko w
taki dzień, zobaczyłam ,że nic nie będzie się działo. Żadnego zgromadzenia.
Żadnej zabawy. Cisza. Nim zaczęło się zmierzchać, zaszedł mnie z boku, wziął za
rękę i zapytał- pójdziesz ze starym satyrem obejrzeć jak dzień dogasa ?.
Szliśmy długo w stronę zachodzącego słońca i chociaż powinniśmy być coraz
bliżej niego to z kazdym krokiem wszystko piękno było coraz dalej i dalej i
dalej. Zrobiło się ciemno a my szliśmy wciąż w tym samym kierunku jak gdyby z
nadzieją ,że za dziesięć kroków, za sto będziemy
na tyle blisko słońca ,że znów nas ucieszy, ogrzeje, sprawi radość i da
nadzieję. Nic takiego się nie zdarzyło chociaż stało się coś niesamowitego .
Posiadacz właczył latarkę a w jej świetle widać było jego zamknięte dłonie- co
tam masz ? Zapytałam. – Prezent na moje urodziny i otworzył dłonie a z nich
zerwał się do lotu piękny brązowy motyl. Odleciał i szybko przestaliśmy go
widzieć. Nazbieraliśmy patyków. Drewienek większych. Posiadacz rozpalił ogień
pod nimi i zapłonęło ognisko.- Wiesz Natalio, czasami tak samo siedzieliśmy z
Kloszardem i piersiówką z wódeczką, którą i dziś mam.-Tęskni mi się za tym
gościem.Bardzo mi się tęskni.-Ciekawe z kim on teraz rozpija jakąś
buteleczkę.-Wróci jeszcze ?...zapytałam opróżniając pojemniczek.-Może jak napełnimy bukłaczek. Będzie miał , jak i my, do czego wrócić.-Wiesz Natalio, nie martw się. Nie martw się. Dasz radę ...dasz radę...dasz radę.- Będę przy Tobie , jak on, gdy odejdę...ja ten ptak , który wciąż jest niedaleko...